Byłem na wystawie obrazów Zdzisława Beksińskiego. Wielka mi rzecz ktoś powie. Ano wielka, bo do dzisiaj nie mogę się otrząsnąć. Podejrzewam, że jego chore wizje będą mnie już prześladować do końca życia.
Pierwszy kontakt z jego twórczością miałem w l. 80. Kolega Witek, zafascynowany jego talentem, rozważał nawet kupno jego obrazu. Wtedy był to koszt 5 czy 6 tysięcy a on miał takie zdolności finansowe aby zrealizować zakup.